Mamy od pewnego czasu modę na próby budowania społeczeństw
równoległych.
Bo jak inaczej określić tworzenie coraz to nowych instytucji
życia publicznego dla tylko części społeczeństwa?
Ostatnia „wielka” dyskusja na temat paraolimpidy – dla
sportowców niepełnosprawnych, jest tego najbardziej wyrazistym przykładem.
Niestety, gdyby to tylko ta przypadłość – można byłoby taką
anomalię zachować dla dobrego
samopoczucia tej grupy ludzi. Tyle, że jest to czubek góry lodowej.
Podobne podejście dotyczy roli a to homoseksualistów płci
obojga, rzekomo mających prawo do tworzenia rodzin, a to choćby emerytów,
których traktuje się jako osobną grupę społeczną.
Takich „wydzielonych” grup powstaje coraz więcej – celem
jest wyegzemplifikowanie interesów. Czy jest to słuszny kierunek rozwojowy?
Mam po temu poważne wątpliwości. Przede wszystkim
powstawanie odrębnych grup społecznych może mieć uzasadnienie jedynie w
przypadku samodzielnego zachowania ciągłości w podtrzymywaniu swego istnienia.
Czyli mogą to być odrębności religijne oparte o system wartości. Mogą też to być odrębności na tle etnicznym.
Tego typu grupy mogą, poprzez prokreację, podtrzymywać swoje
istnienie.
Jednak grupy o jakich wspomniałem na początku, czyli
odrębności seksualne, wiekowe (emeryci), czy niepełnosprawni – mogą być tylko
wydzieloną częścią społeczeństwa żyjącą w symbiozie, bądź jako pasożyty.
Te grupy mogą uzyskać specjalne uprawnienia, ale zawsze
będzie to kosztem społeczeństwa. Jeśli przekroczony zostanie próg akceptacji –
następuje załamanie relacji.
Każde społeczeństwo jest w stanie utrzymywać, bez zakłóceń,
pewną grupę ludzi nieproduktywnych. Już w starożytności uważano, że może to być
około 10 % populacji. Stąd, dla bezpieczeństwa, przyjmowano podział na 12 pokoleń;
ten znany z Biblii podział miał znacznie wcześniejsze pierwowzory.
Jedno z plemion mogło być „bezproduktywne”.
Obecnie, wraz ze wzrostem sił wytwórczych , wydaje się, że
można zachwiać proporcje podziału. Nie wydaje się to słusznym; tą drogą można
zapewnić zaspokojenie potrzeb minimalnych, ale powoduje to zachwiania i
napięcia w rozwoju.
Przykładem jest sprawa emerytów. W latach 90- tych narzucono
model roszczeniowy odnośnie wysokości emerytur. Bardzo popierany przez starsze
pokolenie.
Tyle, że już po krótkim czasie, bo po 20 latach, zaowocowało
to znacznym zmniejszeniem dzietności i zapaścią demograficzną.
Kto wypracuje środki na emerytury obecnego pokolenia?
Podobna sytuacja może nas czekać w innych działach
społecznych. W kryzysie – czy będzie wola społeczna dodatkowego opodatkowania
się na rzecz niepełnosprawnych jeśli własne dzieci nie będą miały zapewnionych
warunków rozwojowych?
Szczerze wątpię.
Tego typy grupy społeczne winny znajdować swe miejsce w
życiu poprzez integrację ze społeczeństwem, a nie tworzenie odrębności.
I mieć na uwadze, że społeczeństwo, w sytuacji krytycznej,
może nie chcieć ich utrzymywać.
Rozważam tę kwestię w odniesieniu do zasad cywilizacyjnych,
gdzie bądź liczy się dobro wspólne (społeczeństwa), bądź indywidualne jednostek,
a gdzie tworzenie się grup interesu nie jest i nie może być rozumiane jako
dobro wspólnoty; to tylko związek dla silniejszej artykulacji jednostkowych
żądań.
Mamy więc grupę niepełnosprawnych. Część z nich „nabyła” tę
cechę na skutek nieszczęśliwych okoliczności. Jest jednak i taka, coraz
liczniejsza, która ma uszkodzenia genetyczne.
To zaczyna być problemem społecznym. Dawniej, z racji „dobra
wspólnego” społeczeństwa, dla zachowania jak najmniejszej możliwości
powstawania wad, dbano o to, aby młode pokolenie
swym zachowaniem nie zwiększały takich opcji. Czyli nie stosowały używek i
prowadziły zdrowy tryb życia.
Tymczasem propaguje się hasło „róbta, co chceta”. I
jednocześnie oczekuje, że całe społeczeństwo powinno ponosić koszta związane z
zapewnieniem życia i rehabilitacji takich ludzi.
Prawda jest brutalna – w którymś momencie nawet najbardziej
dramatyczne apele przestaną odnosić jakikolwiek skutek.
Należy mieć to na uwadze w dyskusjach tematycznych. |