W poprzedniej notce napisałem, że katolicyzm nie może być
fundamentem odnowy Polski. Było trochę merytorycznych uwag, ale było też sporo
standardowych zastrzeżeń.
Skoro napisało się tamto, to teraz trzeba dokonać
wyjaśnień.
Pierwszym stwierdzeniem, nie podlegającym zmianie to, że
bazą odnowy musi być etyka, czyli stały, jednoznacznie rozumiany, system
wartości.
Jak ma się to do katolicyzmu, który z takim stałym systemem
wartości jest utożsamiany? Jak już pisałem. U podstaw polskości i
katolicyzmu leżą te same wartości, acz występują minimalne różnice w ich
rozumieniu. Może nie tyle różnice, co niepełne ich określenie.
Mamy dwa przykazania miłości – i te przykazania są
odniesieniem dla chrześcijaństwa. Ale już w Ewangelii jest wskazana różnica
– nie jest określone, kto jest bliźnim.
Owszem, jest odniesienie do Samarytanina, ale nawet to
wskazuje na poszukiwanie „bliźniego”
wśród innych ludzi.
Należy zaznaczyć, że brak jest ograniczenia traktowania jako
„bliźnich” innych przejawów istnienia. Takiego ograniczenia nie ma – acz negatywnie w wymowie, świadczy o tym
potraktowanie przez Chrystusa drzewa figowego.
W sumie, można twierdzić, że w chrześcijaństwie, a tym
samym i katolicyzmie, dopiero tworzone jest rozumienie pojęcia „bliźni”. I
trzeba dodać, że nie ma zbyt dużo rozważań na ten temat.
Tymczasem wśród Słowian , acz pojęcie „bliźni” nie
funkcjonowało, to wszelkie relacje społeczne bazowały na pozytywnym stosunku do
całej otaczającej rzeczywistości. Świadczy o tym kult drzew, rzek, czy miejsc i
form przyrody nieożywionej. Niby są to przejawy „pogaństwa”, ale jak
znamienne.
Porównać je można np. z obecnymi ruchami ekologów.
Kolejny raz przywołam tradycję Wieczerzy Wigilijnej, gdzie
poza tym, że jest to spotkanie „otwarte” – nawet dla wrogów, to zwyczaje
wskazują, że jako „bliźniego” traktuje się całą otaczającą przyrodę – najwyżej
ceni domowników, ale wieczerzą dzieliło się z „żywociną”, a kierowało uwagę i do drzew, i nawet przyrody
nieożywionej.
Można więc twierdzić, że w polskości zachowało się
bardziej pełne rozumienie pojęcia „bliźni”, wcześniej obowiązujące w całej
słowiańszczyźnie.
To jedna kwestia różniąca, acz nie zasadniczo, polskość i
katolicyzm.
Czynnikiem bardziej znaczącym jest stosunek do prawa.
W polskości nie ma prawa narzuconego (nadanego, czy
objawionego). Wszelkie regulacje stosunków w społeczeństwie są wynikiem
ustaleń. Czyli – nie ma prawa, a są zasady współżycia.
To bardzo ważne.
Mamy z jednej strony poczucie, że jesteśmy twórcami tych zasad,
czyli że te zasady wynikają z naszej woli. To wiąże się z odpowiedzialnością za
ich przestrzeganie. Tylko ludzie odpowiedzialni za siebie mogą przyjmować
odpowiedzialność za innych.
W życiu społecznym – po przyjęciu i uznaniu za swoje bazowych norm postępowania, czyli zasad, w każdej nowej sytuacji sami będziemy
określali swój stosunek do sytuacji, bez brania pod uwagę czynnika zewnętrznego
(nadrzędnego).
To stwarza wrażenie, że sami te nowe normy tworzymy; jest
to po części słuszne – w odniesieniu do nowych sytuacji, ale przecież zawsze w
ocenie brane są pod uwagę ustanowione normy podstawowe; tych nie można
przekraczać, gdyż to jest wspólnym ustanowieniem.
Ujęcie istotnie nas różni od ludzi podlegających prawu. Tam
zawsze będzie dokonywana ocena sytuacji w odniesieniu do posiadanych uprawnień
decyzyjnych przekazanych przez stanowiących prawo, lub też przez czynnik
hierarchiczny mający uprawnienia do interpretacji.
Nigdy nie będzie to samodzielna ocena.
Do takiej postawy „tresowane” jest obecnie polskie
społeczeństwo: jeśli widzisz coś niewłaściwego – nie masz prawa interweniować,
a jedynie wolno zgłosić tę sytuację organom upoważnionym do interwencji (pomoc
ofiarom nieszczęśliwych wypadków – wymaga odrębnego wyjaśnienia; tu nie stanowi
o istocie problemu).
Czyli społeczeństwo oduczane jest odpowiedzialności i
współodpowiedzialności z przestrzeń społeczną, a w zamian przyuczane do
donosicielstwa. Zakres – to już
kwestia etapu.
Kończąc tę notkę, bo muszą być dalsze, wskazuję różnice
między systemem hierarchicznym, a demokratycznym (w normalnym rozumieniu). Hierarchiczność
prowadzi do ubezwłasnowolnienia i zniewolenia. Końcowym etapem zawsze
będzie system totalitarny.
Jeśli więc KRK tworzy struktury hierarchiczne – trzeba sobie
zdawać sprawę z efektu końcowego.
Zagadnieniem odrębnym jest „niewolnictwo względem Chrystusa”. Bo
to jest podnoszone jako atrybut w rozwoju idei katolicyzmu. O tym jednak już w
nowej notce. |